Usieciowienie, cyrkulacja, obliczeniowość i algorytmy zachowań. Rozmowa z Agą Antkowiak

Magdalena Żołędź: Jak określiłabyś swój background teoretyczny? W jaki sposób wpływa on na twoją twórczość?
Aga Antkowiak: Posiadam wykształcenie kulturoznawcze oraz muzyczne, które różni się mocno od procesu kształcenia artystycznego/fotograficznego. Początkowo trudno było mi się przestawić i odłączyć od wyuczonego sposobu myślenia, teraz natomiast żałuję, że w ogóle próbowałam to zrobić. Bardzo chciałabym wrócić do teorii i nawyku pisania długich teoretycznych tekstów. Na początku edukacji artystycznej na pewno nie było mi łatwo być spontaniczną, ciężko było mi zaakceptować, że pewne rzeczy nie muszą być logiczne albo faktualne (prawdziwe). Zarzucano mi, że w moich projektach ciągle się „wszystko zgadza”. Teraz wiem, że taka po prostu jestem, nie muszę tego zmieniać.
MŻ: Jak opisałabyś swój fotograficzny rozwój? Jak wyglądał proces, który doprowadził do tego, że dziś tworzysz w taki sposób?
AA: Nigdy nie interesowałam się fotografią na poważnie, to przypadek, że trafiłam na fotografię na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Studiując na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza stałam się nieco sceptyczna względem reprezentowanego tam zaangażowania i wiedzy o sztuce współczesnej. Zaproponowany mi sposób zajmowania się sztuką współczesną wzbudzał we mnie jakiś rodzaj wstydu. Tymniemniej moje wejście w świat sztuki spotkało się w czasie i miejscu z okresem działalności poznańskich galerii Stereo i Pies, które na pewno wpłynęły na moją chęć podjęcia studiów artystycznych. Nie miałam jednak odwagi złożyć papierów na ASP. Dopiero po ukończeniu innych studiów i dojściu do wniosku, że teraz naprawdę nie mam nic do stracenia, a mogę tylko zyskać – zaryzykowałam. Studia na fotografii pozwoliły mi uwierzyć w siebie, odpuścić potrzebę ogarniania wszystkiego, nauczyć się żyć w nieuporządkowanym chaosie. Z tego chaosu następnie wyciągam coś, co znowu przetwarzam i układam.
MŻ: Czy jesteś w stanie wymienić kilka problemów, wokół których tworzysz swoje prace?
AA: Chyba często wychodzę po prostu od obrazu – niekoniecznie pod względem wizualnym, ale właśnie teoretycznym. Zaczynam od refleksji nad tym, czym jest obraz, jaka jest jego funkcja, jak go wykorzystujemy w codziennych praktykach, jakie praktyki tworzą się wokół obrazów. Urodziłam się na początku lat 90, więc doświadczyłam przejścia od bycia kompletnie analogowym do głębokiego technologicznego zapośredniczenia. Temat ten naturalnie stał się częścią mojej praktyki. Problemy, które poruszam w swoich pracach, to między innymi wpływ technologii na człowieka, jego nieświadome zachowania i dyspozycje w ramach ekonomii uwagi, afektu i obecności. W kolektywie ATM, który współtworzę razem z Anastasią Pataridze, Martą Szypulską oraz różnymi innymi osobami, które dołączają do poszczególnych projektów, prace zawsze mają nieco humorystyczny wydźwięk, poszukujemy balansu między przypadkiem, regułą i przeznaczeniem w kontekście późnego kapitalizmu.
ATM+$ (Antkowiak, Pataridze, Szypulska, Głowacki), Magic Hole, z wystawy Celem jest trafianie do dziurki, Instalacja: performance (gra w golfa), chroma key live — projekcja wideo na żywo, mobilne tory golfowe, rzeźby ceramiczne, flagi, kije golfowe, Realny Obszar Działań, Warszawa, Kuratorka: Tomek Pawłowski-Jarmołajew, 2020.
MŻ: W jakich technikach tworzysz?
AA: Pracuję w różnych mediach, nigdy nie zakładam, że projekt musi się składać konkretnie z wideo i fotografii albo malarstwa i performance, zawsze jest to zależne od kontekstu, od idei – wybór techniki i medium jest wynikiem jak i wewnętrzną składową założeń projektu. Często tworzę sytuacje, w których publiczność mimowolnie staje się częścią mojego scenariusza. Kierując zachowaniem publiczności, posługuję się nią jako materiałem mojej pracy. Wykorzystuję nieświadomy udział odbiorców jako medium, za pomocą którego ujawniam mechanizmy kształtujące ich codzienne nawyki i doświadczenia.
MŻ: Jaka cecha fotografii cyfrowej interesuje Cię najbardziej?
AA: Komputacyjność (obliczeniowość) i sieciowość.
MŻ: Używasz różnych mediów w swojej praktyce, ale jeśli fotografujesz, to czy potrafiłabyś powiedzieć, dlaczego?
AA: Zależy co to znaczy fotografować? W pracach raczej posługuję się print screenem, obrazami znalezionymi i przetworzeniem. Obecnie nie używam aparatu fotograficznego w celu fotografowania.
MŻ: Podzieliłabyś się jednym z takich print screenów, który był kluczowy dla projektu?
AA: W sumie wideo esej z mojego ostatniego projektu Terms & Conditions (współtworzonego ze Stefanem Głowackim na rezydencji) to jeden wielki zrzut ekranu. Projekt dotyczy nastawienia wobec interfejsów i infrastruktury telekomunikacji, więc refleksja nad tym co i jak pojawia się na ekranie (nie tylko jako obraz/obrazek, ale właśnie jako obraz w interfejsie), jest wewnętrzną częścią projektu. Użycie zrzutów ekranu było tu wręcz konieczne. Cały projekt był zaplanowany tak, by części, które zwykle są ukryte lub wewnętrzne były widoczne i odkryte, tak, by móc testować, jaki wpływ mamy na siebie nawzajem (użytkownicy na infrastrukturę lub interfejs i na odwrót – infrastruktura lub interfejs na użytkowników). Dołączam specjalny print screen z wideo, które też jest print screenem.
Aga Antkowiak, Screenshot 2022-05-25 at 18.10.01, video still z Terms and Conditions, 2022
MŻ: W jaki sposób fotografujesz?
AA: Chyba nadal jestem trochę perfekcjonistką, więc staram się postępować zgodnie z instrukcją obsługi aparatu.
MŻ: A jeśli nie jest to aparat fotograficzny? Telefon komórkowy, print screeny, przychodzi ci do głowy coś jeszcze?
AA: Projekt, nad którym pracuję teraz, będzie w pewnym sensie zabawą z print screenem i jego funkcją – przechowywaniem informacji/danych/obrazów na później, by uwolnić głowę od pamiętania. Używam go przeciwko jemu samemu. Efekty wkrótce.
MŻ: Jak zdefiniowałabyś aparat fotograficzny w kontekście swojej praktyki?
AA: Wydaje mi się, że aparat fotograficzny jako „czarna skrzynka” nie jest częścią mojej praktyki, jest chyba pewnym interfejsem pomiędzy mną a obrazami, z których korzystam. Z samego aparatu fotograficznego korzystam sporadycznie, raczej nie po to, by stworzyć fotografię, a by fotografia stała się częścią czegoś innego.
MŻ: Jak wygląda proces tworzenia projektu?
AA: Tworzenie i powodzenie każdego projektu zależą od kontekstów – sytuacji, finansowania, czasu, osób zaangażowanych. Jestem bardzo otwarta i elastyczna, raczej nie upieram się przy jakichś swoich wyobrażeniach i założeniach. Zawsze bardzo miło wspominam współpracę z Martą Lisok, która daje wolną rękę, zapewnia budżet i służy bardzo profesjonalną wiedzą i radą, projekty powstają na drodze negocjowania i dyskutowania o najlepszych możliwych dostępnych rozwiązaniach.
Aga Antkowiak, Keep It Real z wystawy Historie o chodzeniu po mieście,
Galeria Sztuki Współczesnej BWA Katowice, kuratorka Marta Lisok, 2019
MŻ: Co opowiada projekt The Past Cannot Serve As Future Anymore o współczesnej (post)fotografii?
AA: Opowiada o jej usieciowieniu i cyrkulacji. O tym, jak bardzo potrzebujemy archiwizować to, czego jesteśmy świadkami i dzielić się tym z osobami, które nie są fizycznie obecne na danym wydarzeniu. Zapisywanie rzeczywistości przy pomocy telefonów często przeszkadza nam w pozostawaniu w stanie skupionej uwagi. Rozpraszamy się, dokonując zapisu, myślimy o nim, dekoncentrujemy się. Dzięki takiemu dokumentowaniu wchodzimy w nieznane sobie rejestry skupienia uwagi, jej podzielności czy rozpiętości, uczymy się w inny sposób wykorzystywać umiejętność zarządzania uwagą. Dla mnie uwaga jest częścią naszego wspólnego środowiska obrazów cyfrowych (collective image environment). Zachowania, które się kształtują wokół tych zjawisk, są dla mnie niezwykle fascynujące i inspirujące.
MŻ: W niektórych Twoich pracach, jak np. Keep it Real albo Decisions, Decisions, All of Them Wrong lub History Brush pojawia się pewnego rodzaju strumień abstrakcyjnych lub figuratywnych, ale przetworzonych cyfrowo fotografii – w animacji 3d lub wydrukowanych na materiale. Co stanowiło inspirację do stworzenia tych ogromnych kolaży? Czy to odpowiednie słowo?
AA: Inspiracją dla każdego z tych projektów było jakieś inne zjawisko, natomiast obrazy często są wygenerowane przy użyciu narzędzia, którego nie potrafię do końca kontrolować. Narzędzia cyfrowe, których użyłam, są algorytmem wykorzystującym sztuczną inteligencję, a ich efekty nie są dla nas do przewidzenia, ani wyliczenia. Jako ludzie nie dysponujemy tego rodzaju przepustowością danych. Fascynuje mnie właśnie „pojemność” tych narzędzi i kompletnie odmienny sposób wyobrażania sobie prawdopodobieństwa. Czy nazwałabym je kolażem? Niekoniecznie, ze względu użyte narzędzia są one po prostu płaską topologią, nieludzkim gestem.
Aga Antkowiak, video still i szkic z procesu z wideo Decisions, Decisions… All of Them Wrong, 3D: Adrian Szwarc, 2018 oraz History Brush (wydruk cyfrowy na materiale), 2017
MŻ: Skąd pojawił się alien w twojej pracy?
AA: Punktem wyjścia było skojarzenie z popularnym na przełomie lat 90/00 wizerunkiem aliena palącego jointa. Jakieś abstrakcyjne połączenie, w którym prawdopodobnie chodzi o to, że po zażyciu narkotyków stajemy się „alienami” (alien high). Wizerunek ten był wszechobecny i często osoby (dzieci) nie miały pojęcia co to przedstawia, znaczy… W mojej pracy użyłam podobnej logiki – oglądania świata „spoza” bycia w świecie, jakieś nieprzystające do siebie pojęcie kim się jest, kim można się stać. Ten abstrakcyjny wir obrazów to w zasadzie historia przejścia od pierwotnego ognia do papierosów na usb. Jakaś refleksja nad technologicznym przyspieszeniem, nad pierwotnością ognia, jego znaczeniem w kulturze i życiu, wyalienowaniu ognia z jego środowiska.
Aga Antkowiak, Decisions, Decisions… All of Them Wrong, wideo w pętli, 2’42’’, 3D: Adrian Szwarc, widok z wystawy Po końcu fotografii, Państwowa Galeriia Sztuki w Sopocie, kurator Adam Mazur, 2018.
MŻ: Czy pojawienie się w twojej praktyce performansu jest powiązane z cyfrową kulturą wizualną?
AA: Pierwszy raz posłużyłam się performance’m w swojej pracy dyplomowej, była to raczej spontaniczna decyzja i początkowo niekoniecznie entuzjastycznie przyjęta przez moich promotorów. W jakimś sensie postrzegam nasze zachowania, nasze afekty, jako zaprogramowane, jakbyśmy działali według algorytmów, od których nie możemy uciec. W performance’ach posługuję się często nieświadomym udziałem publiczności. Chodzi mi o to, byśmy mogli oglądać swoje zachowanie jak w lustrze i zaczęli rozumieć, że scenariusz, według którego się poruszamy, nie jest naszym świadomym wyborem. Cyberkultura ma niezaprzeczalny wpływ na nasze zachowania, jak i na nasz „performans”, zmieniamy się razem z technologią, dostosowujemy do niej, a ona do nas.
MŻ: Czyli raczej chodziło o zainteresowanie konkretnymi zachowaniami powiązanymi z cyberkulturą, a nie szeroko pojętym obrazem?
AA: Jedno łączy się z drugim, plącze, nakłada i wpływa. Nie znam chyba odpowiedzi na to pytanie.
MŻ: Jak podchodzisz do dokumentacji fotograficznej swoich performansów? Mam wrażenie, że dokumentacja performance 100% Actual z wystawy Obietnica Nowości jest skrupulatnie zaplanowana, chociażby pod kątem kompozycji. W pewnym sensie fotografie te stają się czymś więcej, niż zapisem tego, co się odbyło.
AA: Akurat w przypadku performance’u 100% Actual dokumentacja fotograficzna niewiele o nim mówi… Nie były to planowane czy ustawiane fotografie. Dokumentacją tego performance’u jest wideo, które pozwala więcej zrozumieć z zależności pomiędzy performerami. Poruszają się oni według algorytmu bubble sort. W zapisie wideo da się dostrzec, że jest to sortowanie, a przynajmniej pewna powtarzalna czynność, której zasadę dość szybko można załapać. W tym przypadku fotografia jest raczej bezużyteczna, jeśli chodzi o przekaz treści performance’u, ale może masz rację, że dobrze funkcjonuje jako „ładny obrazek”, dokumentacja z wystawy.
Aga Antkowiak, 100% Actual (performance), część wystawy Obietnica Nowości, Galeria Skala, Poznań 2017
MŻ: W jaki sposób narzędzia postprodukcji obrazu cyfrowego wpływają na twoją praktykę artystyczną?
AA: Czerpię z nich, jak z różnych innych elementów kultury cyfrowej. Moje prace stanowią często refleksję nad narzędziem, przy użyciu którego są tworzone, odnoszą się same do siebie, będąc przedmiotem i podmiotem prac. Jak na przykład w pracy History Brush, gdzie algorytmy Photoshopa łączą się z historią przeglądarki internetowej i kreują obraz-historię, który nie do końca możemy kontrolować albo rozumieć. Obraz jest generowany w innym porządku, niż zwykle linearne historyczne myślenie, którego uczymy się od dziecka.
MŻ: Którą ze swoich prac wskażesz jako najważniejszą lub przełomową dla twojej twórczości? Uzasadnij proszę swój wybór.
AA: Najprawdopodobniej jest to moja praca dyplomowa Obietnica Nowości. Pierwszy raz w tak intensywny sposób podjęłam się tematu wpływu technologii na człowieka, byłam i nadal jestem zafascynowana tym tematem, widzę w nim niekończące się źródło inspiracji. Ten przypadek, który przywiódł mnie na studia fotograficzne, miał wiele pozytywnych implikacji.
MŻ: W jaki sposób pracujesz nad ekspozycją swoich prac podczas wystawy? Opisz proszę ten proces.
AA: Poszukuję rozwiązań, które pomogą w odbiorze prac, będą czytelne i znaczące. Każdy gest i decyzja mają znaczenie – mogą pomagać zrozumieć pracę, dodawać nowy kontekst lub odwrotnie, ukrywać znaczenia i chaotyzować odbiór. Sama bardzo szczegółowo analizuję wszystkie decyzje ekspozycyjne, kiedy zwiedzam wystawy. Pamiętam kilkugodzinną dyskusję ze znajomymi nad intencjonalnością gestu na wystawie Ceal Floyer w Aspen Art Museum, gdzie wycieraczka z napisem „welcome” znajdowała się wewnątrz galerii do góry nogami – witając zwiedzających do wyjścia.
Aga Antkowiak i Stefan Głowacki, Terms and Conditions (Instalacja, serwer, strona www, wideo 6’43”, maszyna do dymu, zegar led, stal, kable, naklejka 400x400 cm), Galeria K18 Pekarna Magdalenske Mreže, Maribor, kuratorka Lucija Smodiš, 2021.
Aga Antkowiak i Stefan Głowacki, video stills z Video Essay Terms and Conditions, 6’43”, 2021.
MŻ: Wspominałaś, że współtworzysz kolektyw ATM. Wyjaśnij proszę, jak praca w kolektywie wpłynęła na twoją własną praktykę artystyczną.
AA: Współtworzę kolektyw ATM od 2018 roku, początkowo z Anastasią Pataridze i Martą Szypulską, jednak przy każdym kolejnym projekcie skład się powiększał lub zmieniał. Doświadczenie wspólnej pracy jest niezwykle cenne, ale też bardzo trudne i wymagające. Naszym założeniem było wyzbycie się autorstwa poszczególnych prac, robienie wszystkiego od początku do końca razem. Po czasie zdobyłyśmy umiejętność szacowania czasu i swoich własnych potencjałów jako wkładu pracy do projektów. Najpierw trudno było nam zaakceptować, że nie w każdym zadaniu praca czy umiejętności rozkładają się równomiernie, że któraś z nas jest w czymś lepsza lub gorsza. Miałyśmy bardzo idealistyczne wyobrażenia, które zostały zweryfikowane. Praca w grupie jest pracą z własnym ego. Jestem pod niesamowitym wrażeniem, że udało nam się wypracować metodę pracy, w której każda z nas czerpie satysfakcję i sukces odnosimy wspólnie.
Indywidualna praktyka jest dla mnie w tym momencie bardziej ograniczająca, niż praca kolektywna. Proces tworzenia projektu bardzo się różni. Kiedy do dyspozycji są trzy głowy, z których każda ma inne doświadczenia, inne spostrzeżenia, inne odczucia, proces tworzenia prac jest znacznie bardziej kreatywny, spontaniczny, pozwala wyjść z własnej strefy komfortu, przekroczyć wyimaginowane limity. Stajesz się odważniejszą osobą, podejmujesz ryzykowniejsze decyzje, bo wiesz, że nie jesteś sama. Te doświadczenia wpływają mocno na ocenę samodzielnego procesu tworzenia. Jestem zdania, że nigdy nie jest się do końca odosobnionym/wolnym od innych, przynajmniej ja nie wierzę w to, że ktoś jest w stanie wymyślić coś z niczego, bez wpływu innych osób/sytuacji/obrazów. Zawsze jest się zanurzonym w jakiś kontekst, z którego wyciąga się inspiracje. Trzeba nauczyć się to doceniać. Po tych doświadczeniach chyba nie potrafię pozytywnie odnieść się do mitu artysty-geniusza, który tworzy w odosobnieniu, bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie wierzę w jego geniusz. Geniusz tkwi dla mnie w byciu częścią sieci, umiejętności dostrzegania połączeń, doceniania wpływu z zewnątrz, bo jest on nie do uniknięcia.
MŻ: Mam podobne doświadczenia. Często wspominasz akademię, czy praca w kolektywie nie przypomina trochę procesu konsultacji, podczas których cała grupa studentów dyskutuje nad poszczególnymi rozwiązaniami?
AA: Hmm..niekoniecznie. Przynajmniej w moim kolektywie nie ma hierarchii, ani twardego podziału władzy opartego na dominacji jednej ze stron. Na akademii jest to nie do uniknięcia z wiadomych przyczyn (instytucja, system, hierarchia, władza).
MŻ: W jaki sposób powstała praca kolektywu ATM z cyklu THREE IS A CROWD z 2019 – Untitled (A Coffee Table)? Jego płaszczyzna kojarzy mi się trochę z elementami umieszczonymi na przezroczystej warstwie w Photoshopie.
AA: Cała ta wystawa była zainspirowana przez nasze wspólne, ponowne oglądanie Sex and the City, które uruchomiło w nas dawne marzenie o życiu w Nowym Jorku. Praca Untitled (A Coffee Table) jak i wszystkie inne z wystawy, są jakiegoś rodzaju wydestylowaniem stereotypowych elementów życia codziennego w Nowym Jorku, które znamy tylko z kultury popularnej – żadna z nas nigdy nie była w Stanach Zjednoczonych. Stolik jest więc jakimś permanentnym połączeniem elementów, które na takim stoliku widzimy w filmach i serialach: pudełek po chińszczyźnie, popielniczki, tabletek, słuchawek i kieliszka po cosmopolitanie. Wszystkie prace są jednak otwarte na dowolne skojarzenia i interpretacje, które wynikają oczywiście z doświadczeń odbiorcy.
ATM (Antkowiak, Pataridze, Szypulska), Untitled (Coffee Table), epoksyd, gips ceramiczny, ceramika, porcelana, słuchawki, pigułki, papierosy, kieliszek, z wystawy THREE IS A CROWD, Galeria 9/10, Poznań 2019
MŻ: Jaka jest reprezentacja rzeczywistości w twoich pracach? Mam na myśli związek między tym, co przedstawiają twoje fotografie, a rzeczywistością?
AA: Reprezentacja rzeczywistości nie jest zagadnieniem, które poruszam w swojej twórczości, zatem moje prace postrzegam jako rzeczywistość. Chociaż zawsze przy pracy nad projektami pojawia się u mnie dylemat, czy projekt powinien być analizą, interpretacją czy propozycją rzeczywistości, i czy któraś z tych wersji jest bardziej wartościowa.
MŻ: Czy pamiętasz moment, w którym przestałaś zajmować się fotografią ‘2D’ i zaczęłaś korzystać z innych mediów? Czy był ku temu jakiś konkretny powód?
AA: Korzystałam i będę korzystać z aparatu w telefonie, dokumentując, archiwizując i zapisując momenty, które uznaję za ważne. Czasem do tych zdjęć, czy print screenów wracam, czasem wcale nie. Moje wyobrażenie o własnej twórczości wiązało się zawsze z bardziej konceptualnym podejściem do mediów, więc do fotografii/fotografowania nigdy nie byłam przywiązana w kontekście tworzenia sztuki.
MŻ: Gdzie według ciebie kończy się tzw. fotografia tradycyjna?
AA: Chyba nie kończy się, jest w formie zombie i wiecznym trwanio-zawieszeniu. Wciela się w efekty, mody i narracje. Nigdy nie umarła, nigdy nie umrze.
MŻ: Z czym kojarzy ci się termin postfotografia?
AA: Nie wiem, na ile jest tu jakaś dowolność skojarzeń, skoro termin ten został ukuty przez Mitchella w latach ‘90 i odnosi się do całej teorii fotografii cyfrowej, którą po dziś dzień środowiska naukowe próbują redefiniować, rekontekstualizować. Choć nie podaje on żadnej konkretnej definicji, rysuje pole, które od tamtej pory wielu badaczy dalej próbuje określić, na przykład używając słowa posfotografia lub formułując inne propozycje, w tym propozycję całkowitego wyłączenia konceptu fotografii. Moje skojarzenie jest takie, że termin postfotografia jest jednym z kilku terminów stosowanych do określenia współczesnych praktyk używania i tworzenia obrazów fotograficznych. Postfotografia niejako przedłuża żywot fotografii, podtrzymuje jej trwanie, cofa do skojarzeń fotograficznych przez rewizję.
Aga Antkowiak, IM AN EMPIRE YOU CAN NEVER HURT ME, Próba Sił, Galeria Sztuki
Współczesnej BWA Katowice, kuratorka Marta Lisok, 2018
MŻ: Projekty powiązane z nowymi technologiami często związane są posiadaniem wyspecjalizowanych umiejętności lub wysokim budżetem. Gdybyś miała nieograniczony budżet, nad czym chciałabyś pracować?
AA: Nad interdyscyplinarnym projektem w dużym zespole specjalistów z różnych dziedzin. Nie chciałabym nim zarządzać, ani kierować, chciałabym, aby wszyscy byli na równi, negocjowali, ale również spełniali w pełni swoje ambicje.
Aga Antkowiak, artystka wizualna, absolwentka fotografii na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu (2017) oraz kulturoznawstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza (2014). Od 2017 roku asystentka w Pracowni Fotografii w Kontekstach prof. Piotra Wołyńskiego na Uniwersytecie Artystycznym. Od 2018 roku założycielka wraz z Anastasią Pataridze i Martą Szypulską kolektywu ATM. Pracuje w różnych mediach. Często tworzy sytuacje, w których publiczność mimowolnie staje się częścią jej scenariusza. Kierując zachowaniem publiczności, posługuje się nią jako materiałem swojej pracy. Wykorzystuje nieświadomy udział odbiorców jako medium, za pomocą którego ujawnia mechanizmy kształtujące ich codzienne nawyki i doświadczenia. Poprzez tę metodę bada wpływ technologii na nieświadome zachowania człowieka i jego dyspozycję w ramach ekonomii uwagi, afektu i obecności.
Aga Antkowiak: Posiadam wykształcenie kulturoznawcze oraz muzyczne, które różni się mocno od procesu kształcenia artystycznego/fotograficznego. Początkowo trudno było mi się przestawić i odłączyć od wyuczonego sposobu myślenia, teraz natomiast żałuję, że w ogóle próbowałam to zrobić. Bardzo chciałabym wrócić do teorii i nawyku pisania długich teoretycznych tekstów. Na początku edukacji artystycznej na pewno nie było mi łatwo być spontaniczną, ciężko było mi zaakceptować, że pewne rzeczy nie muszą być logiczne albo faktualne (prawdziwe). Zarzucano mi, że w moich projektach ciągle się „wszystko zgadza”. Teraz wiem, że taka po prostu jestem, nie muszę tego zmieniać.
MŻ: Jak opisałabyś swój fotograficzny rozwój? Jak wyglądał proces, który doprowadził do tego, że dziś tworzysz w taki sposób?
AA: Nigdy nie interesowałam się fotografią na poważnie, to przypadek, że trafiłam na fotografię na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Studiując na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza stałam się nieco sceptyczna względem reprezentowanego tam zaangażowania i wiedzy o sztuce współczesnej. Zaproponowany mi sposób zajmowania się sztuką współczesną wzbudzał we mnie jakiś rodzaj wstydu. Tymniemniej moje wejście w świat sztuki spotkało się w czasie i miejscu z okresem działalności poznańskich galerii Stereo i Pies, które na pewno wpłynęły na moją chęć podjęcia studiów artystycznych. Nie miałam jednak odwagi złożyć papierów na ASP. Dopiero po ukończeniu innych studiów i dojściu do wniosku, że teraz naprawdę nie mam nic do stracenia, a mogę tylko zyskać – zaryzykowałam. Studia na fotografii pozwoliły mi uwierzyć w siebie, odpuścić potrzebę ogarniania wszystkiego, nauczyć się żyć w nieuporządkowanym chaosie. Z tego chaosu następnie wyciągam coś, co znowu przetwarzam i układam.
MŻ: Czy jesteś w stanie wymienić kilka problemów, wokół których tworzysz swoje prace?
AA: Chyba często wychodzę po prostu od obrazu – niekoniecznie pod względem wizualnym, ale właśnie teoretycznym. Zaczynam od refleksji nad tym, czym jest obraz, jaka jest jego funkcja, jak go wykorzystujemy w codziennych praktykach, jakie praktyki tworzą się wokół obrazów. Urodziłam się na początku lat 90, więc doświadczyłam przejścia od bycia kompletnie analogowym do głębokiego technologicznego zapośredniczenia. Temat ten naturalnie stał się częścią mojej praktyki. Problemy, które poruszam w swoich pracach, to między innymi wpływ technologii na człowieka, jego nieświadome zachowania i dyspozycje w ramach ekonomii uwagi, afektu i obecności. W kolektywie ATM, który współtworzę razem z Anastasią Pataridze, Martą Szypulską oraz różnymi innymi osobami, które dołączają do poszczególnych projektów, prace zawsze mają nieco humorystyczny wydźwięk, poszukujemy balansu między przypadkiem, regułą i przeznaczeniem w kontekście późnego kapitalizmu.












ATM+$ (Antkowiak, Pataridze, Szypulska, Głowacki), Magic Hole, z wystawy Celem jest trafianie do dziurki, Instalacja: performance (gra w golfa), chroma key live — projekcja wideo na żywo, mobilne tory golfowe, rzeźby ceramiczne, flagi, kije golfowe, Realny Obszar Działań, Warszawa, Kuratorka: Tomek Pawłowski-Jarmołajew, 2020.
MŻ: W jakich technikach tworzysz?
AA: Pracuję w różnych mediach, nigdy nie zakładam, że projekt musi się składać konkretnie z wideo i fotografii albo malarstwa i performance, zawsze jest to zależne od kontekstu, od idei – wybór techniki i medium jest wynikiem jak i wewnętrzną składową założeń projektu. Często tworzę sytuacje, w których publiczność mimowolnie staje się częścią mojego scenariusza. Kierując zachowaniem publiczności, posługuję się nią jako materiałem mojej pracy. Wykorzystuję nieświadomy udział odbiorców jako medium, za pomocą którego ujawniam mechanizmy kształtujące ich codzienne nawyki i doświadczenia.
MŻ: Jaka cecha fotografii cyfrowej interesuje Cię najbardziej?
AA: Komputacyjność (obliczeniowość) i sieciowość.
MŻ: Używasz różnych mediów w swojej praktyce, ale jeśli fotografujesz, to czy potrafiłabyś powiedzieć, dlaczego?
AA: Zależy co to znaczy fotografować? W pracach raczej posługuję się print screenem, obrazami znalezionymi i przetworzeniem. Obecnie nie używam aparatu fotograficznego w celu fotografowania.
MŻ: Podzieliłabyś się jednym z takich print screenów, który był kluczowy dla projektu?
AA: W sumie wideo esej z mojego ostatniego projektu Terms & Conditions (współtworzonego ze Stefanem Głowackim na rezydencji) to jeden wielki zrzut ekranu. Projekt dotyczy nastawienia wobec interfejsów i infrastruktury telekomunikacji, więc refleksja nad tym co i jak pojawia się na ekranie (nie tylko jako obraz/obrazek, ale właśnie jako obraz w interfejsie), jest wewnętrzną częścią projektu. Użycie zrzutów ekranu było tu wręcz konieczne. Cały projekt był zaplanowany tak, by części, które zwykle są ukryte lub wewnętrzne były widoczne i odkryte, tak, by móc testować, jaki wpływ mamy na siebie nawzajem (użytkownicy na infrastrukturę lub interfejs i na odwrót – infrastruktura lub interfejs na użytkowników). Dołączam specjalny print screen z wideo, które też jest print screenem.

MŻ: W jaki sposób fotografujesz?
AA: Chyba nadal jestem trochę perfekcjonistką, więc staram się postępować zgodnie z instrukcją obsługi aparatu.
MŻ: A jeśli nie jest to aparat fotograficzny? Telefon komórkowy, print screeny, przychodzi ci do głowy coś jeszcze?
AA: Projekt, nad którym pracuję teraz, będzie w pewnym sensie zabawą z print screenem i jego funkcją – przechowywaniem informacji/danych/obrazów na później, by uwolnić głowę od pamiętania. Używam go przeciwko jemu samemu. Efekty wkrótce.
MŻ: Jak zdefiniowałabyś aparat fotograficzny w kontekście swojej praktyki?
AA: Wydaje mi się, że aparat fotograficzny jako „czarna skrzynka” nie jest częścią mojej praktyki, jest chyba pewnym interfejsem pomiędzy mną a obrazami, z których korzystam. Z samego aparatu fotograficznego korzystam sporadycznie, raczej nie po to, by stworzyć fotografię, a by fotografia stała się częścią czegoś innego.
MŻ: Jak wygląda proces tworzenia projektu?
AA: Tworzenie i powodzenie każdego projektu zależą od kontekstów – sytuacji, finansowania, czasu, osób zaangażowanych. Jestem bardzo otwarta i elastyczna, raczej nie upieram się przy jakichś swoich wyobrażeniach i założeniach. Zawsze bardzo miło wspominam współpracę z Martą Lisok, która daje wolną rękę, zapewnia budżet i służy bardzo profesjonalną wiedzą i radą, projekty powstają na drodze negocjowania i dyskutowania o najlepszych możliwych dostępnych rozwiązaniach.




Aga Antkowiak, Keep It Real z wystawy Historie o chodzeniu po mieście,
Galeria Sztuki Współczesnej BWA Katowice, kuratorka Marta Lisok, 2019
MŻ: Co opowiada projekt The Past Cannot Serve As Future Anymore o współczesnej (post)fotografii?
AA: Opowiada o jej usieciowieniu i cyrkulacji. O tym, jak bardzo potrzebujemy archiwizować to, czego jesteśmy świadkami i dzielić się tym z osobami, które nie są fizycznie obecne na danym wydarzeniu. Zapisywanie rzeczywistości przy pomocy telefonów często przeszkadza nam w pozostawaniu w stanie skupionej uwagi. Rozpraszamy się, dokonując zapisu, myślimy o nim, dekoncentrujemy się. Dzięki takiemu dokumentowaniu wchodzimy w nieznane sobie rejestry skupienia uwagi, jej podzielności czy rozpiętości, uczymy się w inny sposób wykorzystywać umiejętność zarządzania uwagą. Dla mnie uwaga jest częścią naszego wspólnego środowiska obrazów cyfrowych (collective image environment). Zachowania, które się kształtują wokół tych zjawisk, są dla mnie niezwykle fascynujące i inspirujące.
MŻ: W niektórych Twoich pracach, jak np. Keep it Real albo Decisions, Decisions, All of Them Wrong lub History Brush pojawia się pewnego rodzaju strumień abstrakcyjnych lub figuratywnych, ale przetworzonych cyfrowo fotografii – w animacji 3d lub wydrukowanych na materiale. Co stanowiło inspirację do stworzenia tych ogromnych kolaży? Czy to odpowiednie słowo?
AA: Inspiracją dla każdego z tych projektów było jakieś inne zjawisko, natomiast obrazy często są wygenerowane przy użyciu narzędzia, którego nie potrafię do końca kontrolować. Narzędzia cyfrowe, których użyłam, są algorytmem wykorzystującym sztuczną inteligencję, a ich efekty nie są dla nas do przewidzenia, ani wyliczenia. Jako ludzie nie dysponujemy tego rodzaju przepustowością danych. Fascynuje mnie właśnie „pojemność” tych narzędzi i kompletnie odmienny sposób wyobrażania sobie prawdopodobieństwa. Czy nazwałabym je kolażem? Niekoniecznie, ze względu użyte narzędzia są one po prostu płaską topologią, nieludzkim gestem.




Aga Antkowiak, video still i szkic z procesu z wideo Decisions, Decisions… All of Them Wrong, 3D: Adrian Szwarc, 2018 oraz History Brush (wydruk cyfrowy na materiale), 2017
MŻ: Skąd pojawił się alien w twojej pracy?
AA: Punktem wyjścia było skojarzenie z popularnym na przełomie lat 90/00 wizerunkiem aliena palącego jointa. Jakieś abstrakcyjne połączenie, w którym prawdopodobnie chodzi o to, że po zażyciu narkotyków stajemy się „alienami” (alien high). Wizerunek ten był wszechobecny i często osoby (dzieci) nie miały pojęcia co to przedstawia, znaczy… W mojej pracy użyłam podobnej logiki – oglądania świata „spoza” bycia w świecie, jakieś nieprzystające do siebie pojęcie kim się jest, kim można się stać. Ten abstrakcyjny wir obrazów to w zasadzie historia przejścia od pierwotnego ognia do papierosów na usb. Jakaś refleksja nad technologicznym przyspieszeniem, nad pierwotnością ognia, jego znaczeniem w kulturze i życiu, wyalienowaniu ognia z jego środowiska.






Aga Antkowiak, Decisions, Decisions… All of Them Wrong, wideo w pętli, 2’42’’, 3D: Adrian Szwarc, widok z wystawy Po końcu fotografii, Państwowa Galeriia Sztuki w Sopocie, kurator Adam Mazur, 2018.
MŻ: Czy pojawienie się w twojej praktyce performansu jest powiązane z cyfrową kulturą wizualną?
AA: Pierwszy raz posłużyłam się performance’m w swojej pracy dyplomowej, była to raczej spontaniczna decyzja i początkowo niekoniecznie entuzjastycznie przyjęta przez moich promotorów. W jakimś sensie postrzegam nasze zachowania, nasze afekty, jako zaprogramowane, jakbyśmy działali według algorytmów, od których nie możemy uciec. W performance’ach posługuję się często nieświadomym udziałem publiczności. Chodzi mi o to, byśmy mogli oglądać swoje zachowanie jak w lustrze i zaczęli rozumieć, że scenariusz, według którego się poruszamy, nie jest naszym świadomym wyborem. Cyberkultura ma niezaprzeczalny wpływ na nasze zachowania, jak i na nasz „performans”, zmieniamy się razem z technologią, dostosowujemy do niej, a ona do nas.
MŻ: Czyli raczej chodziło o zainteresowanie konkretnymi zachowaniami powiązanymi z cyberkulturą, a nie szeroko pojętym obrazem?
AA: Jedno łączy się z drugim, plącze, nakłada i wpływa. Nie znam chyba odpowiedzi na to pytanie.
MŻ: Jak podchodzisz do dokumentacji fotograficznej swoich performansów? Mam wrażenie, że dokumentacja performance 100% Actual z wystawy Obietnica Nowości jest skrupulatnie zaplanowana, chociażby pod kątem kompozycji. W pewnym sensie fotografie te stają się czymś więcej, niż zapisem tego, co się odbyło.
AA: Akurat w przypadku performance’u 100% Actual dokumentacja fotograficzna niewiele o nim mówi… Nie były to planowane czy ustawiane fotografie. Dokumentacją tego performance’u jest wideo, które pozwala więcej zrozumieć z zależności pomiędzy performerami. Poruszają się oni według algorytmu bubble sort. W zapisie wideo da się dostrzec, że jest to sortowanie, a przynajmniej pewna powtarzalna czynność, której zasadę dość szybko można załapać. W tym przypadku fotografia jest raczej bezużyteczna, jeśli chodzi o przekaz treści performance’u, ale może masz rację, że dobrze funkcjonuje jako „ładny obrazek”, dokumentacja z wystawy.



MŻ: W jaki sposób narzędzia postprodukcji obrazu cyfrowego wpływają na twoją praktykę artystyczną?
AA: Czerpię z nich, jak z różnych innych elementów kultury cyfrowej. Moje prace stanowią często refleksję nad narzędziem, przy użyciu którego są tworzone, odnoszą się same do siebie, będąc przedmiotem i podmiotem prac. Jak na przykład w pracy History Brush, gdzie algorytmy Photoshopa łączą się z historią przeglądarki internetowej i kreują obraz-historię, który nie do końca możemy kontrolować albo rozumieć. Obraz jest generowany w innym porządku, niż zwykle linearne historyczne myślenie, którego uczymy się od dziecka.
MŻ: Którą ze swoich prac wskażesz jako najważniejszą lub przełomową dla twojej twórczości? Uzasadnij proszę swój wybór.
AA: Najprawdopodobniej jest to moja praca dyplomowa Obietnica Nowości. Pierwszy raz w tak intensywny sposób podjęłam się tematu wpływu technologii na człowieka, byłam i nadal jestem zafascynowana tym tematem, widzę w nim niekończące się źródło inspiracji. Ten przypadek, który przywiódł mnie na studia fotograficzne, miał wiele pozytywnych implikacji.
MŻ: W jaki sposób pracujesz nad ekspozycją swoich prac podczas wystawy? Opisz proszę ten proces.
AA: Poszukuję rozwiązań, które pomogą w odbiorze prac, będą czytelne i znaczące. Każdy gest i decyzja mają znaczenie – mogą pomagać zrozumieć pracę, dodawać nowy kontekst lub odwrotnie, ukrywać znaczenia i chaotyzować odbiór. Sama bardzo szczegółowo analizuję wszystkie decyzje ekspozycyjne, kiedy zwiedzam wystawy. Pamiętam kilkugodzinną dyskusję ze znajomymi nad intencjonalnością gestu na wystawie Ceal Floyer w Aspen Art Museum, gdzie wycieraczka z napisem „welcome” znajdowała się wewnątrz galerii do góry nogami – witając zwiedzających do wyjścia.







Aga Antkowiak i Stefan Głowacki, Terms and Conditions (Instalacja, serwer, strona www, wideo 6’43”, maszyna do dymu, zegar led, stal, kable, naklejka 400x400 cm), Galeria K18 Pekarna Magdalenske Mreže, Maribor, kuratorka Lucija Smodiš, 2021.




MŻ: Wspominałaś, że współtworzysz kolektyw ATM. Wyjaśnij proszę, jak praca w kolektywie wpłynęła na twoją własną praktykę artystyczną.
AA: Współtworzę kolektyw ATM od 2018 roku, początkowo z Anastasią Pataridze i Martą Szypulską, jednak przy każdym kolejnym projekcie skład się powiększał lub zmieniał. Doświadczenie wspólnej pracy jest niezwykle cenne, ale też bardzo trudne i wymagające. Naszym założeniem było wyzbycie się autorstwa poszczególnych prac, robienie wszystkiego od początku do końca razem. Po czasie zdobyłyśmy umiejętność szacowania czasu i swoich własnych potencjałów jako wkładu pracy do projektów. Najpierw trudno było nam zaakceptować, że nie w każdym zadaniu praca czy umiejętności rozkładają się równomiernie, że któraś z nas jest w czymś lepsza lub gorsza. Miałyśmy bardzo idealistyczne wyobrażenia, które zostały zweryfikowane. Praca w grupie jest pracą z własnym ego. Jestem pod niesamowitym wrażeniem, że udało nam się wypracować metodę pracy, w której każda z nas czerpie satysfakcję i sukces odnosimy wspólnie.
Indywidualna praktyka jest dla mnie w tym momencie bardziej ograniczająca, niż praca kolektywna. Proces tworzenia projektu bardzo się różni. Kiedy do dyspozycji są trzy głowy, z których każda ma inne doświadczenia, inne spostrzeżenia, inne odczucia, proces tworzenia prac jest znacznie bardziej kreatywny, spontaniczny, pozwala wyjść z własnej strefy komfortu, przekroczyć wyimaginowane limity. Stajesz się odważniejszą osobą, podejmujesz ryzykowniejsze decyzje, bo wiesz, że nie jesteś sama. Te doświadczenia wpływają mocno na ocenę samodzielnego procesu tworzenia. Jestem zdania, że nigdy nie jest się do końca odosobnionym/wolnym od innych, przynajmniej ja nie wierzę w to, że ktoś jest w stanie wymyślić coś z niczego, bez wpływu innych osób/sytuacji/obrazów. Zawsze jest się zanurzonym w jakiś kontekst, z którego wyciąga się inspiracje. Trzeba nauczyć się to doceniać. Po tych doświadczeniach chyba nie potrafię pozytywnie odnieść się do mitu artysty-geniusza, który tworzy w odosobnieniu, bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie wierzę w jego geniusz. Geniusz tkwi dla mnie w byciu częścią sieci, umiejętności dostrzegania połączeń, doceniania wpływu z zewnątrz, bo jest on nie do uniknięcia.
MŻ: Mam podobne doświadczenia. Często wspominasz akademię, czy praca w kolektywie nie przypomina trochę procesu konsultacji, podczas których cała grupa studentów dyskutuje nad poszczególnymi rozwiązaniami?
AA: Hmm..niekoniecznie. Przynajmniej w moim kolektywie nie ma hierarchii, ani twardego podziału władzy opartego na dominacji jednej ze stron. Na akademii jest to nie do uniknięcia z wiadomych przyczyn (instytucja, system, hierarchia, władza).
MŻ: W jaki sposób powstała praca kolektywu ATM z cyklu THREE IS A CROWD z 2019 – Untitled (A Coffee Table)? Jego płaszczyzna kojarzy mi się trochę z elementami umieszczonymi na przezroczystej warstwie w Photoshopie.
AA: Cała ta wystawa była zainspirowana przez nasze wspólne, ponowne oglądanie Sex and the City, które uruchomiło w nas dawne marzenie o życiu w Nowym Jorku. Praca Untitled (A Coffee Table) jak i wszystkie inne z wystawy, są jakiegoś rodzaju wydestylowaniem stereotypowych elementów życia codziennego w Nowym Jorku, które znamy tylko z kultury popularnej – żadna z nas nigdy nie była w Stanach Zjednoczonych. Stolik jest więc jakimś permanentnym połączeniem elementów, które na takim stoliku widzimy w filmach i serialach: pudełek po chińszczyźnie, popielniczki, tabletek, słuchawek i kieliszka po cosmopolitanie. Wszystkie prace są jednak otwarte na dowolne skojarzenia i interpretacje, które wynikają oczywiście z doświadczeń odbiorcy.




ATM (Antkowiak, Pataridze, Szypulska), Untitled (Coffee Table), epoksyd, gips ceramiczny, ceramika, porcelana, słuchawki, pigułki, papierosy, kieliszek, z wystawy THREE IS A CROWD, Galeria 9/10, Poznań 2019
MŻ: Jaka jest reprezentacja rzeczywistości w twoich pracach? Mam na myśli związek między tym, co przedstawiają twoje fotografie, a rzeczywistością?
AA: Reprezentacja rzeczywistości nie jest zagadnieniem, które poruszam w swojej twórczości, zatem moje prace postrzegam jako rzeczywistość. Chociaż zawsze przy pracy nad projektami pojawia się u mnie dylemat, czy projekt powinien być analizą, interpretacją czy propozycją rzeczywistości, i czy któraś z tych wersji jest bardziej wartościowa.
MŻ: Czy pamiętasz moment, w którym przestałaś zajmować się fotografią ‘2D’ i zaczęłaś korzystać z innych mediów? Czy był ku temu jakiś konkretny powód?
AA: Korzystałam i będę korzystać z aparatu w telefonie, dokumentując, archiwizując i zapisując momenty, które uznaję za ważne. Czasem do tych zdjęć, czy print screenów wracam, czasem wcale nie. Moje wyobrażenie o własnej twórczości wiązało się zawsze z bardziej konceptualnym podejściem do mediów, więc do fotografii/fotografowania nigdy nie byłam przywiązana w kontekście tworzenia sztuki.
MŻ: Gdzie według ciebie kończy się tzw. fotografia tradycyjna?
AA: Chyba nie kończy się, jest w formie zombie i wiecznym trwanio-zawieszeniu. Wciela się w efekty, mody i narracje. Nigdy nie umarła, nigdy nie umrze.
MŻ: Z czym kojarzy ci się termin postfotografia?
AA: Nie wiem, na ile jest tu jakaś dowolność skojarzeń, skoro termin ten został ukuty przez Mitchella w latach ‘90 i odnosi się do całej teorii fotografii cyfrowej, którą po dziś dzień środowiska naukowe próbują redefiniować, rekontekstualizować. Choć nie podaje on żadnej konkretnej definicji, rysuje pole, które od tamtej pory wielu badaczy dalej próbuje określić, na przykład używając słowa posfotografia lub formułując inne propozycje, w tym propozycję całkowitego wyłączenia konceptu fotografii. Moje skojarzenie jest takie, że termin postfotografia jest jednym z kilku terminów stosowanych do określenia współczesnych praktyk używania i tworzenia obrazów fotograficznych. Postfotografia niejako przedłuża żywot fotografii, podtrzymuje jej trwanie, cofa do skojarzeń fotograficznych przez rewizję.






Aga Antkowiak, IM AN EMPIRE YOU CAN NEVER HURT ME, Próba Sił, Galeria Sztuki
Współczesnej BWA Katowice, kuratorka Marta Lisok, 2018
MŻ: Projekty powiązane z nowymi technologiami często związane są posiadaniem wyspecjalizowanych umiejętności lub wysokim budżetem. Gdybyś miała nieograniczony budżet, nad czym chciałabyś pracować?
AA: Nad interdyscyplinarnym projektem w dużym zespole specjalistów z różnych dziedzin. Nie chciałabym nim zarządzać, ani kierować, chciałabym, aby wszyscy byli na równi, negocjowali, ale również spełniali w pełni swoje ambicje.
Aga Antkowiak, artystka wizualna, absolwentka fotografii na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu (2017) oraz kulturoznawstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza (2014). Od 2017 roku asystentka w Pracowni Fotografii w Kontekstach prof. Piotra Wołyńskiego na Uniwersytecie Artystycznym. Od 2018 roku założycielka wraz z Anastasią Pataridze i Martą Szypulską kolektywu ATM. Pracuje w różnych mediach. Często tworzy sytuacje, w których publiczność mimowolnie staje się częścią jej scenariusza. Kierując zachowaniem publiczności, posługuje się nią jako materiałem swojej pracy. Wykorzystuje nieświadomy udział odbiorców jako medium, za pomocą którego ujawnia mechanizmy kształtujące ich codzienne nawyki i doświadczenia. Poprzez tę metodę bada wpływ technologii na nieświadome zachowania człowieka i jego dyspozycję w ramach ekonomii uwagi, afektu i obecności.